Kilometry butów, dżinsów i kakao


Jak sprawiedliwie podzielić trzy złote ze sprzedaży tabliczki czekolady? - zastanawiają się uczennice i uczniowie podzieleni na grupy farmerów, właścicieli firmy transportowej, przedstawicieli fabryki czekolady i właścicieli sklepów. - Czekolada musi być droższa! Skoro to my Europejczycy pochłaniamy prawie połowę światowej produkcji kakao, powinniśmy za nią zapłacić więcej. Niech stanie się u nas towarem deficytowym jak kawior. Wtedy osoby, które zajmują się zbieraniem ziaren kakaowców, będą mogły godnie żyć - stwierdza uczennica szóstej klasy. - My i tak nie dostaniemy więcej. Cała nadwyżka trafi pewnie do właścicieli sklepów i marki - odzywa się grupa farmerów.

Tak młodzież ze Szkoły Podstawowej nr 28 w Białymstoku zmaga się z problemem nierówności w produkcji i spożyciu kakao podczas gry symulacyjnej, która jest fragmentem scenariusza lekcji pt. "Czekolada - gorzka prawda o słodkim smaku". Ożywiona dyskusja zagłuszyła dzwonek, ale porozumienia nie udało się osiągnąć. - Wiem od rodziców, że dyskusja przeniosła się do domów rodzinnych - chwali zaangażowanie uczniów Magdalena Kasiukiewicz, która poruszyła temat sprawiedliwego handlu na swoich zajęciach. - W ramach pracy domowej uczniowie mieli poszukać innych produktów globalnego Południa z których korzystają i policzyć ile kilogramów czekolady spożywają w ciągu roku. Wielu z nich była zaskoczona wynikami - dodaje.

Z podobnym problemem zmagali się licealiści z Zespołu Szkół Uzdrowiskowych w Rabce, którzy rozmawiali o warunkach produkcji butów i zagrożeniach jakie mogą wynikać z ich wyrobu przez pracowników globalnego Południa. Bo "shoe miles" to nie odległość jaką pokonują buty na naszych nogach, tylko droga jaką musi przebyć kauczuk, skóra, bawełna i aluminium, zanim trafią do sklepu obuwniczego.

A dżinsy? Ich trasę prześledzili uczniowie z Zespołu Szkół w Pilicy - bawełna z Burkina Faso, Kazachstanu czy Indii. Stamtąd do Chin, w których przerabiana jest na nici. Potem na Filipiny, skąd już w kolorach indygo trafia na warsztat tkacki. Być może nawet w Polsce. A potem znów na Filipiny, gdzie w końcu wykrojony materiał połączy się w spodnie. Jeszcze tylko doszyje się do nich włoskie guziki i francuską metkę i mogą lecieć do szwajcarskich sklepów. A kiedy już znudzą się nowym właścicielom, przez Czerwony Krzyż dotrą do Afryki, gdzie zacznie się ich drugie życie.

- Uczennice i uczniów zaskoczyły te odległości. Myśleli, że materiały do produkcji butów sprowadzane są najdalej z Europy i ewentualnie szyje się je gdzieś w Chinach, ale kompletnie nie spodziewali się, że to mogą być Indie czy Bangladesz. I że nie zawsze jakość materiałów, ale właśnie odległość z której są sprowadzane, może wpływać na cenę końcową - wyjaśnia Sylwia Koperniak z Zespołu Szkół Uzdrowiskowych w Rabce. - Zwrócili też uwagę na niesprawiedliwości w płacach. Skoro za buty płacą dwieście złotych, z czego pracownik wyprawiający skórę i szyjący buty gdzieś w Pakistanie dostaje jednego dolara na dzień, jeśli w ogóle dostanie, to gdzie trafia reszta pieniędzy? - pytali oburzeni. Ta lekcja nie przeszła obojętnie. Coraz rzadziej widzę, że noszą buty kontrowersyjnych marek, które unikały wypełniania kwestionariuszy, dotyczących odpowiedzialności społecznej i przestrzegania praw pracowniczych w ramach kampanii Kupuj Odpowiedzialnie Buty. To znaczy, że podzielili się tymi informacjami z rodzicami, bo to oni głównie robią zakupy. Ale najważniejsze, że zaczęli się zastanawiać. To już jest dużo - dodaje.

Opracowanie tekstu: Agata Listoś-Kostrzewa
Tekst powstał w oparciu o relacje nauczycielek z zajęć prowadzonych w Szkole Podstawowej nr 28 w Białymstoku, Zespole Szkół Uzdrowiskowych w Rabce i Zespole Szkół w Pilicy. Nauczycielkom dziękujemy za pasję i zaangażowanie!