Odniesienie do podstawy programowej: Jak dla właściwego scenariusza zwiń
Odniesienie do podstawy programowej:Jak dla właściwego więcej
1. MATERIAŁY PRASOWE – artykuły dotyczące konfliktu w prowincji Papua oraz w Papui-Nowej Gwinei. (artykuł A i B stanowią jeden zestaw)
Konflikt, który trwa od dwudziestu tysięcy lat
Źródło: www.wiadomosci24.pl (fragmenty)
Ile trwała najdłuższa wojna w historii nie wiem. Ale na pewno do najdłużej ciągnących się konfliktów należą wojny w Papui Nowej Gwinei. Podobnie jak przed laty, tak i dzisiaj wojna jest nieodłączną częścią krajobrazu górskich regionów Papui Nowej Gwinei. W zasadzie należałoby jednak mówić o „wojnach” a nie o „wojnie”. Konflikty są ciągle nowe i chociaż sięgają korzeniami historycznych zatargów, to jednak jest to ciągle nowa wojna, która zawsze kończy
się uroczystym zawarciem pokoju. Na pytanie: czy już skończyła się wojna, w Papui najczęstsza odpowiedź brzmi: a która?
Ciekawe jest pytanie o przyczynę tych wojen. Kiedyś zapytałem ludzi z plemienia Mumukerepa dlaczego prowadzą wojnę z ludźmi z plemienia Mukerepa. Odpowiedzieli mi z niepodważalną logiką: „Bo to są nasi wrogowie”. Zupełnie nie mogli zrozumieć mojego kolejnego pytania: „a dlaczego?”. Po chwili namysłu odpowiedzieli: „Bo zawsze tak było” i to wystarcza. Nikt nie szuka logicznych przyczyn. Wystarczy, że ktoś jest z innego plemienia i już jest potencjalnym
wrogiem. Bezpośrednią przyczyną może być kłótnia na rynku, albo jakieś drobne konfl ikty sąsiedzkie.
Oczywiście, wojna w PNG to nie to samo, co wojna w Europie. Można powiedzieć, że jest to ulubiony sport narodowy Papuasów. Wygląda niezwykle malowniczo. Wojownicy ubrani są w stroje narodowe. Tańczą i śpiewają tradycyjne pieśni. Są uzbrojeni w łuki, dzidy i karabiny M16.
W sumie robią dużo hałasu, którego celem jest pokazanie przeciwnikowi, jak bardzo są silni. Chodzi o zniechęcenie wrogów do walki i zachęcenie ich do poddania się. Często bywa tak, że nawet przeciągająca się wojna nie oznacza wielu zabitych. Chociaż zawsze jest niebezpieczna.
Papuasi śnią o wolności
Źródło: www.wyborcza.pl
Papuasi walczący o oderwanie swoich ziem od Indonezji stracili jednego z głównych przywódców. Szans na pokojowe rozwiązanie jednego z najmniej znanych konfl iktów zbrojnych na świecie nie widać. W środę w kopalnianym mieście Timika w Papui indonezyjska policja zabiła generała Kelly’ego Kwalika, jednego z dowódców Ruchu Wolnej Papui. Rodacy Kwalika z ludu Amungme próbowali gołymi rękoma zatrzymać samolot, który zabrał jego zwłoki do szpitala w stolicy prowincji Jayapurze. Tam władze przeprowadziły test DNA, by mieć absolutną pewność, że pozbyły się właściwego papuaskiego separatysty.
Ruch Wolnej Papui (OPM) to kilkadziesiąt tysięcy bitnych, ale źle uzbrojonych i słabo wyszkolonych partyzantów walczących o oderwanie ich ziemi od Indonezji. Część z nich staje do walki z uzbrojonymi po zęby oddziałami z Sumatry czy Jawy w tradycyjnych strojach - ozdobnych tykwach na prąciach (koteki) i koronach z piór. Przeciw broni maszynowej i moździerzom mają często tylko dzidy i łuki, dobre do polowania na dzikie świnie i szczury.
Władze indonezyjskie uznają ich za organizację terrorystyczną. OPM ma na koncie kilka aktów terroru. Największym echem odbiło się porwanie
kilkunastoosobowej indonezyjsko-europejskiej ekipy naukowej w 1996, przy której odbijaniu zginęło kilka osób. OPM podkłada też bomby - głównie pod instalacje wojskowe i przemysłowe.
Od wczesnych lat 70. generał Kwalik wojował nie tyle z Indonezją, co z mającą swą siedzibę w Timice największą na świecie kopalnią miedzi, złota i srebra i jej właścicielem - amerykańskim koncernem Freeport. Kiedy w styczniu 2009 r. w drodze do Jayapury byłem przez kilkanaście minut na lotnisku w Timice, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że odwiedzam państwo w państwie: z samolotami, autobusami i domami należącymi do koncernu.
Dla indonezyjskich władz ten wydobywczy gigant jest kurą znoszącą złote jaja. Kopalnia to największy podatnik w kraju - dostarcza Indonezji ok. 2 mld dol. rocznie. Papuasi i działacze praw człowieka oskarżają koncern o niszczenie środowiska i zabieranie tego, co dla ludu Amungme najdroższe - ziemi. Tymczasem mający potężne wpływy w Indonezji i na świecie Freeport przedstawia się w mediach jako dobroczyńca wydający miliardy na projekty środowiskowe i edukacyjne.
Papua, ziemia wielkości Hiszpanii, leży dosłownie na końcu świata. Bliżej stąd do Australii (250 km) niż do Dżakarty (3,2 tys.). Papuasi bardziej
przypominają aborygenów niż Jawajczyków, a jednych i drugich dzieli cywilizacyjna przepaść. Papuasi to w większości animiści żyjący nieraz tak jak ich przodkowie. Uprawiają słodkie ziemniaki i pasają najdroższe im zwierzęta - świnie - które w nocy śpią w chatach z kobietami i dziećmi. Jawajczycy
i mieszkańcy Sumatry to „cywilizowani” muzułmanie zachęcani fi nansowo przez rząd do emigrowania na Papuę. Dziś tych pierwszych jest tylko 1,2 mln, drugich - aż 800 tys.
Papua - zachodnia część wyspy Nowa Gwinea - od lat 60. XX w. należy od Indonezji. W odróżnieniu od sąsiada - Papui Nowej Gwinei (niegdyś kolonii angielskiej i niemieckiej), która ogłosiła niepodległość w 1975 r. - cieszy się tylko ograniczoną autonomią. A historia tej dawnej holenderskiej kolonii mogła potoczyć się inaczej, bo opuszczając ją po II wojnie, Holendrzy chcieli podarować jej niepodległość. Pod koniec 1961 r. kongres zachodniej Papui proklamował niepodległość, jednak kilkadziesiąt tysięcy indonezyjskich żołnierzy było już wtedy w Papui, by przyłączyć ją do tzw. macierzy. Holendrzy, bojąc się drugiej wojny z Indonezją (pierwszą o kontrolę nad swymi dawnymi Indiami Holenderskimi przegrali) i za namową prezydenta USA Johna Kennedy’ego, przekazali władzę nad wyspą ONZ. Ta zaś przekazała ją Indonezji w zamian za obietnicę przeprowadzenia referendum.
To, co odbyło się w 1969 r., a co ofi cjalnie nazywa się aktem wolnego wyboru, było jednak farsą demokracji. Władze indonezyjskie wybrały 1026 tzw. elektorów z ponad 800 tys. Papuasów. Przekupiwszy ich albo zastraszywszy, powiedzieli, co mają zrobić. Choć obserwatorzy mieli wątpliwości (ale nie mieli tłumaczy, by je wyjaśnić), ONZ uznała głosowanie za ważne.
Przez 40 lat władze w Dżakarcie umacniały indonezyjskość Papui. Zdaniem obrońców praw człowieka i organizacji sympatyzujących z ruchem
separatystycznym zginęło wtedy od 70 do 200 tys. Papuasów, wręcz całe wioski. Zabicie przez indonezyjską policję ważnego przywódcy papuaskiej
partyzantki to potężny cios w ruch wolnościowy Papui. Nierealne są marzenia wielu papuaskich działaczy emigracyjnych, którzy chcieliby, by ich
ojczyzna poszła w ślady Timoru Wschodniego, który po referendum 1999 r. i serii dramatycznych wydarzeń oderwał się od Indonezji i jest niepodległym
państwem.
Indonezja: krwawe rządy w Zachodniej Papui
Źródło: www.pomagamy.pl (fragmenty)
Wśród konfl iktów, które przetaczają się przez nasz glob wiele zaliczyć należy do tzw. „zapomnianych”. Rozgrywają się one z dala od centrów politycznych świata i z reguły mają charakter lokalny. Niejednokrotnie jednak liczba ofi ar i skala łamania praw człowieka bywają ogromne. I dlatego
właśnie zapomniane być nie powinny. Jeden z takich konfl iktów od dziesięcioleci już toczy się w zachodniej części wyspy Papua (Irian Jaya). O represjach, które dotykają tamtejszych autonomistów świat praktycznie nic nie wie. Lub wiedzieć nie chce. Zachodnia część wyspy Papua została włączona do Indonezji pod koniec lat sześćdziesiątych. Stało się tak po kontrowersyjnym referendum zorganizowanym pod egidą ONZ. Doszło wówczas do skandalicznych naruszeń procedur. Jednym z incydentów - dużo mówiącym o klimacie „referendum” - było zmuszenie kilkuset osób do głosowania przed szeregiem żołnierzy, którzy grozili rozstrzelaniem każdego kto wyrazi odmienną opinię. Potem było już tylko gorzej. Jak szacuje West Papua Action Network (West PAN), jedna z nielicznych organizacji działających na rzecz praw tamtejszej społeczności, do tej pory w konfl ikcie zginęło ponad 100 tysięcy tubylców. Setki tysięcy innych zostały usuniętych siłą z ziemi przodków. Kolejni stanęli w obliczu śmierci głodowej, gdy wskutek rabunkowego wyrębu lasu (prowadzonego przez ludzi związanych z indonezyjską armią) odebrano im źródło utrzymania. Represje i wyzysk rdzennej ludności nie ustały mimo obalenia dyktatury Suharto kilka lat temu. O naruszeniach praw człowieka w Zachodniej Papui wielokrotnie informowały organizacje pozarządowe (m.in. Amnesty International). Czy są powody, dla których Dżakarta tak chętnie ucieka się do przemocy? Prawdą jest, że rdzenna ludność niejednokrotnie występowała z bronią w ręku przeciw Indonezyjczykom. Z czasem jednak znaczenia zaczął nabierać nurt przeciwny przemocy. W jego ramach powstała koncepcja tzw. strefy pokoju czyli rozbrojenia stron konfl iktu i prowadzenia sporu na zasadzie dialogu. Okazało się jednak, że nawet propagowanie pokojowej alternatywy rozwiązania konfliktu może narazić jej zwolenników na represje. Niejednokrotnie byli oni aresztowani i torturowani. Zdarzało się, że ginęli z rąk indonezyjskich służb bezpieczeństwa. Smutnym dopełnieniem wydarzeń jest fakt, że ewentualna
suwerenność terytorium może nie rozwiązać jego licznych problemów. Wschodnia część wyspy niepodległa Papua-Nowa Gwinea jest przykładem
„państwa w stanie zapaści” - ze skorumpowaną, podupadłą administracją, wysokim współczynnikiem przestępczości i bezrobocia. Nic jednak nie usprawiedliwia brutalnych rządów Indonezji na podległym jej terytorium. Działacze West PAN przypominają: „Ludność Papui potrzebuje dziś
zainteresowania świata bardziej niż kiedykolwiek wcześniej”.
Od autonomii do czystki - czy Papuasi znikną z Indonezji?
Źródło: www.konfl ikty.wp.pl (fragmenty)
Ludy dawnego Irianu Zachodniego, (część wyspy Nowa Gwinea, która weszła w skład państwa Indonezja, jako prowincja Papua) które nie pogodziły
się ani z przejęciem ich przez Indonezję w 1962 r., ani z ofi cjalnym przyłączeniem do archipelagu po karykaturalnym “referendum” w 1969 r.,
mają prawo tylko do autonomii. - Za dużo ustępstw – uważają z kolei indonezyjscy nacjonaliści. Podkreślają, że wprowadzono już do konstytucji
wiele zmian czyniących zadość żądaniom pojawiającym się w różnych miejscach archipelagu: uznania regionalnych różnic czy decentralizacji władzy fiskalnej. W ich oczach te prawne innowacje zagrażają podstawom państwa narodowego. Poza tym nadszedł ich zdaniem czas umacniania jedności, a nie przyznawania autonomii, która nie tylko jest dla Papuasów krokiem w walce o niepodległość, lecz wprawi w ruch całą spiralę separatystycznych
żądań. Nacjonalizm jest bardzo silny. Indonezyjczycy uważają każdą próbę podziału ich kraju za zamach na integralność państwa, na
jego terytorium i na samo pojęcie narodu - komentuje Jacques Bertrand, wykładający nauki polityczne na uniwersytecie w Toronto, w Kanadzie. - Takie myślenie widzimy w całym dyskursie politycznym, w edukacji i w odczytaniach indonezyjskiej historii. Ponadto przynależność Papui do Dżakarty została uznana przez międzynarodową opinię, ma więc legitymizację międzynarodowego prawa” – dodaje Bertrand.
Nie mamy niepodległości – komentuje Agus pochodzący z Jayapura, stolicy prowincji Papua, w zachodniej części Nowej Gwinei – Za to mamy specjalną autonomię – tak specjalną, że aż się jej boimy. Jeśli chodzi o mnie, wiem tylko, że znajdę zatrudnienie w jednym z nowych dystryktów, na południu Papui. Dla papuaskich zwolenników niepodległości jestem zdrajcą. Z kolei większość naszych wykładowców, Jawajczyków, patrzy na mnie jak na małpę, która próbuje zleźć z drzewa. A ja chcę tylko wyżywić moją rodzinę - dodaje Papuas.
Pani prezydent Megawati, świadoma, że w ten trudny czas wyborcy mogą zwrócić się ku bardziej radykalnym przywódcom, zaczęła podkopywać ustawę o autonomii. Ogłosiła dekret (nr 1/2003), dzielący Papuę na trzy prowincje. Zabieg okazał się zręczny.
Tożsamość papuaska jest młoda i słaba w porównaniu do węższych, lokalnych tożsamości [1,5 czy 2 miliony Papuasów dzieli się na 310 grup etnicznych i językowych]. Otwierając drogę do podziałów w łonie prowincji, rząd odebrał Papuasom możliwość przemawiania jednym głosem, czyli posiadania jednego, autonomicznego (i bogatego) rządu, który przedstawiałby w spójny sposób ich żądania – ciągnie Jacques Bertrand – W gruncie rzeczy indonezyjski rząd wykorzystuje tendencje Papuasów do podziału. Te działania – sprzeciwia się papuaski bojownik – prowadzą przede wszystkim
do tworzenia nadmiernej administracji, posterunków policji i szkół, w których używa się tylko Bahasa Indonesia [oficjalnego języka Indonezji],
nauczanego przez migrantów, głównie Jawajczyków.
Papua bogata jest w zasoby naturalne: złoto, miedź, uran, nikiel, oleje, gaz, lasy (jedna czwarta powierzchni zalesionych Indonezji). Zdecydowana większość Papuasów nie czerpie żadnych korzyści z tych bogactw. Nędza jest tu dwa razy większa niż w reszcie kraju, zaś wskaźnik umieralności niemowląt wyższy 2 do 6 razy – w zależności od regionu. Na AIDS ludzie zapadają tu 40 razy częściej, a choroba rozpowszechnia się tym łatwiej, że armia, dostarczająca prostytutek, nie bardzo przejmuje się ich stanem zdrowia. Wojsko, oddalone zarówno geografi cznie, jak finansowo od władzy centralnej (od państwa dostaje zaledwie 30% swojego wynagrodzenia), by wzmocnić swoją pozycję i zwiększyć dochody, nie zważając na skutki w postaci śmiertelnych ofi ar i chaosu, para się różnego rodzaju działalnością: stręczycielstwem, hazardem, handlem bronią i alkoholem, nielegalną wycinką lasów, wymuszeniami haraczu (w dziedzinie budownictwa dróg, transportu, bezpieczeństwa…). Zmuszona do samodzielnego zdobycia dużej części środków armia zachowuje się jak drapieżnik.
W latach 1963-1983 wedle ofi cjalnych danych zabito 150 tys. Papuasów – wciąż powtarza się ta sama liczba, choć od 40 lat następują po sobie kolejne operacje wojskowe. Każdego miesiąca organizacje takie jak Human Rights Watch czy Survival International donoszą o nowych faktach: prześladowaniach, kradzieżach, torturach, zabójstwach, wypędzeniach, niszczeniu domostw i trzody. Widząc tę niekończącą się listę niektórzy mówią
o trwającym właśnie ludobójstwie. W 2015 r. w Papui będzie prawdopodobnie więcej przybyszy niż rdzennych mieszkańców. Jeśli nawet ten
demograficzny przewrót nie jest ludobójstwem, to na pewno jest potężnym czynnikiem rozpadu papuaskiej społeczności. Od 2001 r. naliczono już ponad 20 tys. wypędzonych, 13,5 tys. uchodźców żyje na wygnaniu, po drugiej stronie granicy, w Papui-Nowej Gwinei – bratnim, niepodległym kraju. Czy państwo indonezyjskie ma zamiar zniszczyć lud Papuasów?